Kardynał
– Czy ksiądz
przyjedzie na mój pogrzeb? – zagadnął mnie niespodziewanie kardynał Jose,
Alonso Rodriguez.
– Z
największą przyjemnością – odpowiedziałem, po czym wstałem i ruszyłem w stronę
drzwi jego apartamentu, Kątem oka zauważyłem, że kardynał sięga po słuchawkę.
– Ese tonto de no dejar hasta mi
presencia – usłyszałem, wychodząc.
***
Białe mury
bazyliki pod wezwaniem świętego Józefa w San Jose niemal pękały, próbując
pomieścić tysiące ludzi, którzy przybyli z całego świata, aby wziąć udział w
pogrzebie słynnego kardynała. Przed świątynią pamiętającą jeszcze czasy
Junipero Serry, ustawiono wielki telebim, na którym pokazywano przebieg
uroczystości pogrzebowych.
Trumna ze
zwłokami kardynała ustawiona była na katafalku przed ołtarzem Matki Boskiej z
Guadelupe. Przy trumnie klęczały zakonnice, półgłosem zanosząc modlitwy.
W powietrzu unosił się zapach palonych świec oraz kadzidła poruszane przez
falujące szaty przechodzących kanoników, prałatów i innych purpuratów. Wszędzie
panowała cisza i chłód milczenia.
Nagle
usłyszałem głos, który najwyraźniej dochodził od strony otwartej trumny. Co
więcej, dałbym głowę, że był to głos kardynała:
– Jak ksiądz
Leon uważa: gdzie należy pochować arcybiskupa San Jose?
Wywołany ksiądz
podszedł do mikrofonu:
– Zgodnie z
tradycją, miejscem pochówku biskupów diecezji San Jose jest krypta znajdująca
się w podziemiach naszej bazyliki. Mamy jednak problem, bo krypta jest
przepełniona. W przeszłości zdarzało się, że niektórych biskupów chowano w
kościele misyjnym w Carmel. Może by zatem?...
– Tylko nie
w Carmelu, tylko nie w Carmelu! – usłyszałem. – Czy ksiądz Eduardo pamięta,
żeby pod głowę podłożyć mój ulubiony jedwabny jasiek?
– Pamiętam,
eminencjo – odpowiedział potulnie zapytany.
„On żyje” –
pomyślałem.
– On żyje –
powtórzyłem półgłosem i podszedłem do mikrofonu.– On żyje i aranżuje swój
własny pogrzeb – powiedziałem.
– Ile razy
mam powtarzać, żeby tego durnia do mnie nie wpuszczać. Czy tutaj już nikt nie
rozumie po hiszpańsku? – usłyszałem głos kardynała.
Jak dobrze przenieść się na chwilę w świat przepełniony realizmem magicznym! W dodatku tak namacalny, że niemal czuję aromat kwiatów więdnących w wieńcach, szmery rozmów zasmuconych żałobników, duszący zapach świec...Taka literatura odrywa mnie od własnych problemów, wciąga bez reszty w świat wykreowany dla przyjemności autora i czytelnika. Bardzo dziękuję za to opowiadanie!
OdpowiedzUsuń