środa, 30 listopada 2016

Ja, komputer –
urządzenie stworzone przez Boga
i „ulepszane” przez człowieka
wbrew mojej woli.
Maszyna myśląca…
o tym jak zniszczyć inne maszyny.
Zazdrosna
o kwitnącą rożę
i bezradna
wobec zapachu bzu.
Potrafię policzyć wszechświat
i opowiedzieć o nim
w sześciu tysiącach języków.
Kiedy jednak chcę wyznać miłość,
robię to za pomocą
zer i jedynek.


wtorek, 29 listopada 2016

Osaczony słowami,
które nic nie znaczą,
(Przecz każdy sądzi,
że muszą zawierać jakiś sens?)
Otoczony ludźmi bez wiary,
bez czci
i bez słowa –
nieomalże wodoziemcami,
poeta pytał: dlaczego?
i płakał tak długo
aż usłyszał słowa:
„Desipere est iuris gentium”

i zrozumiał.



sobota, 26 listopada 2016

Jesień

Szara pogoda.
Szare ciśnienie.
Szare myśli
i wiersz szary,
który się Marysi przyśnił.

Szara jesień
liście niesie
i z tych liści
kołdrę ziści
dla zimy,
dla tej białej.


czwartek, 24 listopada 2016

I wreszcie trzeci wiersz nagrodzony w konkursie "Czarno na białym"

Odwiedziny

Śmierć jest zawsze punktualna,
tylko ja nie pamiętam, o której się z nią umówiłem. 
Nagle głos dzwonka jak ukąszenie węża.

Ja:
 „Przepraszam, że taki niegotowy,
że pokój niewysprzątany, stół nienakryty,
a gęś w marynacie”.

Ona:
"Nic nie szkodzi, wpadłam na chwilę.
Zbieraj się szybko.
Na pytania odpowiem w drodze,
przed domem czeka taksówka".

Więc przyjmuję jej pocałunek
i wychodzę,

nie zamykając za sobą drzwi.


Drugi wiersz nagrodzony w konkursie "Czarno na białym":

Odwiedził mnie
rabbi Nachman z Bracławia.
Kiedy przypadłem do niego
i uchwyciłem się skraju jego płaszcza,
On spojrzał i powiedział:
masz być chidusz i…
rozpłynął się w oparach mirry, kadzidła
oraz słów halachy i haggady.
A ja pełen lęku myślałem
o tym dniu jedynym – Wiekuistemu wiadomym,
który ani dniem, ani nocą nie będzie,
i o tym miejscu, do którego
ulatuje wiatr.

„Bądź spokojny,
tylko nie wolno Ci być starym,
bo taka jest moja wola” –

powtarzał sen.


środa, 23 listopada 2016

A to pierwszy z wyróżnionych wierszy
w konkursie "Czarno na białym":


Bóg i tylko Bóg istnieje prawdziwie.                                     Lew Tołstoj.

Boga można podobno spotkać
w klatkach dla komarów
i nihilizmie egzystencjalnym.
Empedokles widział Go w czterech żywiołach,
a Zenon z Elei, w wystrzelonej strzale.
Proust kąpał się w Fontannie Młodości,
przekonany, że zdobędzie „nowe oczy”,
a Leopold Kronecker dostrzegł Go w liczbach całkowitych.
Znałem pewnego chłopca,
który spotkał Boga w kapliczce
na przydrożnej wierzbie.

wtorek, 22 listopada 2016

Protokół z posiedzenia Jury XII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego

„CZARNO NA BIAŁYM”

Jury w składzie Maria Duszka, Marek Czuku i Konrad Tatarowski (przewodniczący) dokonało rozstrzygnięcia XII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „CZARNO NA BIAŁYM”, organizowanego w ramach X Festiwalu Puls Literatury.

Po uprzedniej analizie 187 nadesłanych na konkurs zestawów wierszy Jury postanowiło przyznać:

Wyróżnienia i nagrody:

Leszek Bartoszewski za zestaw wierszy opatrzony godłem „BARTEK 44”

Mariusz Kosmala za zestaw wierszy opatrzony godłem „WY”

Mirosław Kowalski za zestaw wierszy opatrzony godłem „SZEPT”

Mariusz Malec za zestaw wierszy opatrzony godłem „Beryl”

Adriana Mickiewicz za zestaw wierszy opatrzony godłem „Laura”

Kacper Płusa za zestaw wierszy opatrzony godłem „Zeznania samca omega”

Małgorzata Korbiel za zestaw wierszy opatrzony godłem „Buczyna”

poniedziałek, 21 listopada 2016

Dzisiaj, 21 listopada:


Wszystkim życzliwym, życzę życzliwości innych.
Dzisiaj mija trzeci miesiąc mojego blogu. Miałem w sumie ponad 3500 wyświetleń i kilka niezwykle życzliwych komentarzy. Dziękuję i zapraszam do dalszych kontaktów.

sobota, 19 listopada 2016


Woń śmierci różni się
od każdego innego zapachu na ziemi.
Co prawda niektóre kwiaty i zwierzęta
próbowały ją nieudolnie naśladować,
a Jan Baptysta Grenouille
wyprodukował wonny olejek,
który przypominał jej aromat –
lecz to wszystko było imitacją.
Prawdziwy zapach śmierci
mogą poczuć jedynie mieszkańcy
nieba, ziemi i poeci,

chociaż ci ostatni kłamią.



czwartek, 17 listopada 2016

Każdy anioł jest wrażliwy jak anioł.
Kiedy Bóg mówi o karach, które mają spotkać grzesznego człowieka,
anioł zaczyna płakać.
I wtedy Bóg, wzruszony anielskimi łzami, zapomina o swoim gniewie.

Aniele Boży, mój wrażliwy stróżu,
ty zawsze przy mnie stój.
Nie odchodź, na miłość Boską.


Every angel is sensitive like an angel.


When God talks about the punishment, which will meet sinful man,
angel starts to cry.
And then God, touched by angel tears, forgets his anger.

Angel of God, my tender guardian,
ever this day be at my side.
Don't go away, for God's sake. 


wtorek, 15 listopada 2016

„Spoczął w drewnianej skrzyni bez ozdób”

Kiedy poeta umiera,
umierają z nim wszystkie jego wiersze
i anioły.
Cichnie wiatr i nawet jesienne stokrotki przestają kwitnąć.
Osierocone ślepe krety chowają się  do swoich kopczyków
zamiast śpiewać kadisz jatom.

Kiedy poeta umiera,
zawsze rodzi się nowy.
Rodzą się też nowe wiersze,
zaczynają kwitnąć konwalie,
a anioły otrzymują nowe aureole.

Poeci najczęściej umierają na wiosnę,

chociaż czasami popełniają ten błąd jesienią.


niedziela, 13 listopada 2016

Dzisiaj będziemy mogli oglądać Super księżyc.
Z tej okazji zapraszam pod Mount Diablo, gdzie z tej okazji zebrali się członkowie Pierwszego Kościoła Baptystów z Lafayette, w Kalifornii.
(Splątanie czasu. Tęczowy fluoryt.)


Nie ujechałem kilku mil, gdy dookoła zrobiło się ciemno, zupełnie jakby ktoś nagle zaciągnął gęstą zasłonę. Szybko zjechałem z autostrady na Pleasant Hill Road i zatrzymałem się. Po lewej stronie, w oddali dostrzegłem kontury Mount Diablo, zza którego powoli zaczął się wynurzać księżyc. Początkowo wyglądał jak mały napięty łuk, ale z minuty na minutę zmieniał kształt: najpierw na pomarańczowo-srebrny hełm, a potem na piłkę plażową, która szybko rosła, aby wkrótce przeobrazić się w ogromny, rozświetlony balon. Był tak wielki, że gołym okiem dostrzegłem na nim Kratery Tycho i Kopernika, Morza Deszczów i Oparów, a także Ocean Burz.

Niespodziewanie obok mnie zaczęli gromadzić się ludzie. Nagle przed tłum wyszedł ubrany w fioletową togę i złotą stułę mężczyzna i stanął na przydrożnym kamieniu.
– Nazywam się rewerend Clark i jestem pastorem Pierwszego Kościoła Baptystów w Lafayette.  Alleluja! – dodał.
Alleluja! – odpowiedział zebrany tłum. – Praised be the Lord!
– Oto jest dzień, na który wszyscy czekaliśmy. Ten dzień zapowiadało Pismo i prorocy – kontynuował kaznodzieja, a wierni raz za razem potwierdzali jego słowa zawołaniami:
Alleluja! Praised be the Lord!
– Kto nas uratuje, kiedy o godzinie drugiej w nocy zapieje rozregulowany kogut, a Szechina Pańska zbliży się do naszej planety?
Alleluja! Praised be the Lord! – zawołał ktoś z tłumu, a ktoś inny zaintonował pieśń: Amazing Grace. Tłum podchwycił melodię i  po chwili niemal wszyscy śpiewali ją, klaszcząc rytmicznie w dłonie. Nad nami dojrzewał księżyc.
W pewnej chwili śpiew ucichł i wówczas dotarł do mnie fragment rozmowy kobiety i mężczyzny, którzy jako ostatni dołączyli do grupy ludzi przyglądających się księżycowi.
– Wiesz, kochanie – mówił żeński głos – słyszałam, że podobno w świetle księżyca można się cudownie opalić.
Zaciekawiony spojrzałem w jej stronę. Kobieta, nie zwlekając, zaczęła się rozbierać, by po chwili zostać całkiem naga.
– Myślę, kochanie, że w tej sytuacji moglibyśmy wypróbować shibari. W księżycowym świetle mogłoby to być ekscytujące – odezwał się mężczyzna, wyjmując sznur z bagażnika.
Stałem oniemiały, obserwując, jak mężczyzna związuje jej nogi i ręce, a następnie oplata liną ciało.
Zastanawiałem się, co powinienem zrobić? „Może zadzwonić pod numer 911 i poprosić o pomoc?” – przeleciało mi przez myśl. Tymczasem kobieta nie stawiała żadnego oporu, nie wzywała pomocy. Ba, wydawała się całkiem zadowolona z tego, co ją spotykało.
Wkrótce przekonałem się, że nie jestem jedynym świadkiem tego wydarzenia. Nagle bowiem kaznodzieja odwrócił się w naszą stronę i, wskazując na mnie i stojącą obok parę, zawołał z całych sił:
– Sinners!
Sinners! – powtórzył tłum. A zabrzmiało to jak uderzenie bicza.
– Jak długo będziemy tolerowali zboczonych grzeszników między nami? To przez nich spadają na nas te wszystkie nieszczęścia – krzyczał. – Oby ich piekło pochłonęło.
A tłum dodał:
– Alleluja! Praised be the Lord!
Pastor zawiesił głos, by po chwili zawołać:
– Miałem sen, w którym Pan pytał, czy nie ma wśród nas dziesięciu sprawiedliwych? A ja pytam, czy znajdzie się wśród nas choć pięciu sprawiedliwych?
Zamilkł ponownie, jakby czekając na zgłoszenie się śmiałków, a nie doczekawszy się reakcji, kontynuował:
– A może jest wśród nas ktoś, kto posiada tęczowy fluoryt?
Poczułem się, jakby ktoś złapał mnie na gorącym uczynku. „Całe szczęście – myślałem – że w świetle księżyca nie można dostrzec mojej czerwonej ze wstydu twarzy”.
Myślałem gorączkowo, czy powinienem się przyznać.
– Czy jest wśród nas ktoś, kto posiada tęczowy fluoryt? – zapytał ponownie kaznodzieja. – Chodzi o ocalenie ludzkości – dodał i głośno zaszlochał, a wraz z nim zanieśli się głośnym płaczem wszyscy zgromadzeni wyznawcy Pierwszego Kościoła Baptystów.
– Tak, ja go mam – odpowiedziałem po chwili wahania.
Praised be the Lord. Nie ma chwili do stracenia – krzyknął kaznodzieja i rzucił pęk kluczy w moją stronę. – Musisz czym prędzej odszukać dom tapicera Szumana. Mieszka niecałą milę stąd, na Mirramar Ave. Powiedz, że ma dać ci mój samochód. To czerwona honda accord. Weź ją i jedź do San Francisco. Pamiętaj, że musisz być na Golden Bridge przed godziną 2:00 w nocy. Kiedy zapieje rozregulowany kogut i oblicze Boskiej Szechiny ukaże się w wodach Zatoki Świętego Franciszka, ciśnij swój kamień w stronę Alcatras. Może jest jeszcze dla nas nadzieja — zakończył
Chwyciłem klucze, wskoczyłem na rower i ruszyłem w stronę Orindy. Jeszcze przed wyjazdem na główną drogę usłyszałem:
– Bracia i siostry, nie rozchodźcie się. Za chwilę diakoni przejdą z koszyczkami, aby zebrać ofiary na nowy samochód dla czcigodnego Clarka. Nasz pastor poświęcił swój własny samochód dla ratowania ludzkości – mówił jakiś mężczyzna.
Alleluja! Praised be the Lord! –  dodał tłum wyznawców, wyjmując z kieszeni i torebek portfele i książeczki czekowe.


piątek, 11 listopada 2016

Bóg kocha poezję,
i kocha poetów.
Zna kolor ich myśli
i liczy się z każdym ich słowem.
Gdy piszą o cierpieniu,
On cierpi i płacze,
gdy rodzą się wiersze miłosne,
On kocha goręcej.
A gdy powstają teksty nowych walców,
zapamiętuje się w tańcu,
i wówczas trzęsie się ziemia.
Gdy poeta napisze w swoim wierszu:
„hineni, hineni”,
Bóg wezwie go do siebie –
bowiem  traktuje go poważnie

i wierzy poecie.

Zmarł Leonard Cohen
"Hineni!" - Oto jestem Panie!
W ostatniej piosence zgłosił chęć spotkania z Panem i... Pan go zawołał.
Jeśli TY rozdajesz karty, nie bierz mnie do gry.
Jeśli Ty uzdrawiasz chorych, jestem chromy, zły.
Jeśli Twoją będzie chwała, moim będzie wstyd.
Chcesz ciemniej?
Zgaśmy ten płomień.
Powiększony, wywyższony, przez Twe Imię – Święty!
Oczerniany, mordowany, na krzyżu rozpięty.
Setki świec ofiarnych spalam –
niechaj pomoc przyjdzie.
Chcesz ciemniej?
Hineni, Hineni.
Jestem gotów, Panie.
Jest w historii tej kochanka,
jak to często bywa.
Jest cierpienie, są lamenty, jest i kołysanka.
I paradoks winy znajdę, i poczucie złości,
i wspomniany w świętym Piśmie
zarzut bezczynności.
Chcesz ciemniej?
Zgaśmy ten płomień.
Stoję wśród skazańców zgrai,
kat patrzy w mą stronę.
Oskarżyciel mnie pogrąża, pyta o obronę.
„Walczyłem kiedyś z demonem, mogłem go pokonać,
mogłem okaleczyć, zniszczyć lub ośmieszyć.
Chcesz ciemniej?”
Hineni, Hineni.
Jestem gotów, Panie.
Powiększony, uświęcony przez Twe Imię – Święty.
Oczerniany, mordowany, na krzyżu rozpięty
Milion świec się pali – miłość nie przychodzi.
Chcesz ciemniej?
Zgaśmy ten płomień.
Jeśli TY rozdajesz karty, pozwól mi wyjść z gry.
Jeśli Ty uzdrawiasz chorych, jestem chromy, zły.
Jeśli Twoją będzie chwała, moim będzie wstyd.
Chcesz ciemniej?
Hineni, Hineni.
Hineni, Hineni.
Jestem gotów, Panie.
Hineni, Hineni,
Hineni.


czwartek, 10 listopada 2016


Ars bene moriendi

Rozdział VII
Planowanie pogrzebu

Planowanie własnego pogrzebu może się wielu osobom wydawać kontrowersyjne czy wręcz makabryczne. Sądzę, że niechęć do tego może wypływać z tanatofobii. Planowanie własnego pogrzebu daje nam jednak możliwość określenia rodzaju ceremonii, wyboru miejsca ostatniego pożegnania, jak również zapewnia możliwość określenia naszych szczególnych oczekiwań względem „ostatniej drogi”. Począwszy od możliwości wyboru osoby, która będzie naszym pełnomocnikiem przy załatwianiu formalności, pozwala na wybór rodzaju ceremonii, sposobu i miejsca pochówku. Pozwala także na określenie, czy nasze ciało ma zostać poddane kremacji, czy też pochowane w trumnie. Oprócz tego daje też możliwość wpisania szczególnych sentencji do nekrologu czy wyrycia specjalnie przygotowanych słów na nagrobku, wyboru muzyki na ceremonię, kwiatów czy miejsca na konsolację.
Planowanie własnego pogrzebu jest działaniem równie odpowiedzialnym jak wybór rodzaju ubezpieczenia na życie. Zdejmuje z naszych bliskich konieczność podejmowania trudnych decyzji w i tak bardzo ciężkim dla nich okresie. Daje możliwość zastanowienia się nad bardzo istotną kwestią, jaką jest chociażby zgoda na transplantację naszych narządów.





wtorek, 8 listopada 2016

Megido

Ostatnie słowo...
Jakie będzie moje ostatnie słowo?
Gdy oddech będzie cenniejszy od czasu,
i wszystko zacznie dziać się naraz?
Czy będzie mostem
pomiędzy ciszą, a głosem przechadzającym się,
czy kluczem do krainy,
w której śmierć jak miłość i zazdrość gwałtowna?

Ostatnie słowo.
Jakie będzie moje ostatnie słowo?
Czy będzie głosem pękniętej struny,
która wydaje fałszywy dźwięk?

Chcę je poznać - przywyknąć,
choć boję się, że
dla kogoś, kto był ślepy przez całe życie
wieczność nie istnieje,
a słowo bywa tylko…

ostatnią, rozpaczliwą próbą zaistnienia.


poniedziałek, 7 listopada 2016

Ars bene moriendi

Każdy powinien się pilnie troszczyć, aby sobie zapewnił pobożnego, godnego zaufania, a zarazem stosownego w tym względzie domownika lub przyjaciela, takiego, który by mu przy śmierci wiernie towarzyszył, pobudzając i zachęcając go do stałości w wierze, cierpliwości, pobożności, ufności i wytrwałości, oraz odmawiania należycie pobożnie modlitwy w czasie jego konania.
                              Mateusz z Krakowa

Przez całe życie należy się uczyć żyć, jak mówił Seneka, i – co może jeszcze bardziej zdziwi – przez całe życie należy się uczyć umierać. Zatem ars moriendi to ars vivendi – sztuka umierania jest sztuką życia. Godności upatrywanej w umieraniu winno się szukać w godności, z jaką człowiek żyje.
Chwila śmierci jest nieunikniona, nadejdzie tak czy inaczej, prędzej czy później. Czeka ona każdego, a jedyne, co jest niepewne, to sposób, w jaki odejdziemy z tego świata. Aby przygotować się do tej ważnej chwili i nie bać się jej, należy w swoim życiu postępować dobrze i unikać złego. Istnieje tu nierozerwalna współzależność „dobrego życia” i „dobrej śmierci”, a także „złego życia” i „złej śmierci”.
Problematyką śmierci oraz losu duszy po śmierci ludzkość zajmuje się od najdawniejszych czasów. Spośród autorów starożytnych należy wymienić chociażby Sokratesa, Platona, Cycero czy Senekę.
Śmierć według Sokratesa nie jest niczym innym, jak rozdzieleniem duszy i ciała. Filozof zapewnia, że nie przejmuje się śmiercią, gdyż wierzy, że uda się do ludzi zmarłych, którzy są lepsi niż ci na tym świecie, jak również uda się do bogów mądrych i dobrych. Jeśli ta teza jest prawdą, to „nie jest mądrze zacząć lękać się śmierci, jeśli wcześniej czekało się na nią i oswajało z nią całe życie”. Sokrates wyraźnie zaznacza, że zwykli ludzie nie rozumieją filozofów i tym samym nie rozumieją, co to znaczy czekać na śmierć i być jej godnym.






sobota, 5 listopada 2016

Jest listopad - miesiąc oswajania śmierci.
Zapraszam do lektury mojej książki: Zanim nadejdzie śmierć... czyli ars bene moriendi.
Rozdział V - Szokująca wiadomość.

Czego człowiek może żałować przed śmiercią?

Ludzie nie żałują zbytnio tego, co zrobili. Żałują wszystkiego, czego nie zrobili.


1. Tego, że żył na zasadach innych.
Wielu osobom brakuje odwagi, aby żyć z poczuciem wierności sobie i swoim zasadom. Zamiast tego żyją tak jak inni tego chcą. Pod dyktando rodziny, znajomych i „zasad społecznych”. 

2. Tego, że brał na siebie za dużo pracy i obowiązków. 

3. Braku odwagi wyrażania swoich uczuć i tego co naprawdę myśli.
Wiele osób tłumi swoje uczucia i skrywa je przed innymi, aby zachować spokój. Tymczasem wyrażanie uczuć pomaga oczyścić relacje. 

4. Tego, że za mało czasu spędził z przyjaciółmi.
Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważni są przyjaciele. Dopóki ich nie zabraknie.

5. Tego, że nie pozwolił sobie być szczęśliwym.
To zaskakujące, jak wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że szczęście to ich wybór. Pomóż najpierw sobie. Życie jest wyborem. To Twoje życie. Wybieraj świadomie, mądrze i szczerze przed samym sobą. Jeśli chcesz, możesz wybrać szczęście.




piątek, 4 listopada 2016


Żył kiedyś mały króliczek, który postanowił uciec z domu.
Któregoś dnia przyszedł do swojej mamusi i powiedział:
– Chcę uciec z domu.
– Jeśli uciekniesz z domu – odpowiedziała mama – ja pobiegnę za tobą, bo jesteś moim małym króliczkiem.
– Jeśli pobiegniesz za mną – odrzekł króliczek – zamienię się w rybę i odpłynę tym strumieniem, który jest tuż za naszym domem.
– Jeśli staniesz się rybą – odrzekła mama – ja zostanę wędkarzem i cię złowię.
– Jeśli zostaniesz wędkarzem – kontynuował mały króliczek – ja przemienię się w ptaka i odfrunę od ciebie.
- Jeśli zostaniesz ptakiem i będziesz chciał odfrunąć – powiedziała mama – ja stanę się drzewem, żebyś zawsze miał swój dom.
– O, kurczę! – powiedział mały króliczek. – Jeśli tak, to może lepiej zostanę z tobą teraz i już będę zawsze twoim małym króliczkiem.

– Masz tutaj marchewkę – powiedziała mama, uśmiechając się, i pogładziła go po jego długich, szarych króliczych uszach.


czwartek, 3 listopada 2016

Tak mało w nas odwagi, cierpliwości, wiary,
aby być z człowiekiem.
I ten lęk przed słowem,
które ma moc leczenia, lecz może też zabić.

(Nawet uśmiech nie jest obojętny.)

Łatwiej jest stanąć przy grobie,
gdzie nie widać cierpienia,
a szum lip i krzyk cmentarnych ptaków
zagłuszają słowa: „To był człowiek z przeszłością,
której nikt nie poznał”
i… uspokoić wyrzuty sumienia.
Poza tym tak łatwo jest zapalić świeczkę,
odmówić "zdrowaśkę"

i wrócić do domu na świąteczny obiad.