środa, 19 kwietnia 2017

Pieśni Ofiarne. Rabindranath Tagore - w moim tłumaczeniu.

Pieśń 48

Szliśmy drogą, nie bacząc na nic. Poranne morze ciszy zamieniło się w ptasi koncert. Obok nas kwiaty radośnie obsypały pobocze drogi, a chmury skropione zostały złotem.

Nie śpiewaliśmy radosnych pieśni, nie bawiliśmy się; nie zachodziliśmy do wsi,  by cokolwiek kupić; nie zamieniliśmy słowa ani uśmiechu; nie przystawaliśmy w drodze. Szliśmy szybciej i szybciej.

Słońce wspięło się na szczyt nieba, a gołębie gruchały w cieniu. Zwiędłe liście wirowały w gorącym powietrzu. Pastuszek zasnął w cieniu drzewa bohdi i ja przystanąłem nad wodą, i położyłem się na trawie.

Moi towarzysze podróży lekceważąco patrzyli i śmiali się ze mnie; z podniesionymi wysoko głowami spieszyli się, nie oglądając się za siebie, nie odpoczywając, i wkrótce zniknęli w błękitnej mgle.
Przeszli przez wiele łąk i wzgórz i minęli wiele dziwnych, dalekich krajów. Wszystko po to, by oddać cześć Tobie, Gospodarzu niekończącej się drogi!

Kpina i wyrzuty chciały zmusić mnie do wstania, ale zlekceważyłem je.
Poddałem się bez walki głębokiemu rozważaniu szczęśliwego upokorzenia w cieniu przyćmionej radości.

Pokładający się, haftowany słońcem zielony mrok powoli wypełniał moje serce.
Zapomniałem, po co wędrowałem, i bez oporu zanurzyłem swój umysł w labirynt cieni i pieśni.

Wreszcie, kiedy ocknąłem się z drzemki i otworzyłem oczy, zobaczyłem Ciebie stojącego i uśmiechającego się do mnie.

Dlaczego zamartwiałem się, że droga do Ciebie jest długa i nużąca, a walka, aby Cię odnaleźć, trudna?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz