Dobry Doktor
Jak ważną rolę mają w moim życiu odegrać lekarze przekonałem się już
pierwszego dnia pobytu na tym świecie. Kiedy zmęczony czterogodzinnym porodem
wyjrzałem wreszcie na świat, przywitał mnie lekarz.
– Witaj mały przyjacielu – usłyszałem, po czym doktor uniósł mnie za nogi i
wymierzył siarczystego klapsa w pupę.
– Witaj w naszym świecie – dodał.
„A więc tak wygląda świat” – pomyślałem zaskoczony rozglądając się po
białej izbie porodowej i rozpłakałem się, nie wiem z bólu, czy w reakcji na to,
co zobaczyłem.
Swego przyszłego nauczyciela w
sztuce (lekarskiej) na równi z własnymi rodzicami szanował będę i dzielił będę
z nim życie, i wesprę go, gdy się znajdzie w potrzebie; jego potomków miał będę
za braci w linii męskiej i sztuki tej uczył ich będę, gdy zechcą się uczyć, bez
zapłaty i pisemnej umowy;
Z
Przysięgi Hipokratesa
Dziwne, ale wielu
lekarzy nie potrafi odpowiedzieć na pytanie: co to jest medycyna pastoralna? A
tymczasem jest ona ważną interdyscyplinarną dziedziną, która dotyczy nie tylko medycyny,
ale jako nauka pomocnicza jest częścią teologii praktycznej. Jest to zbiór przepisów i wskazówek medycznych, których
znajomość jest niezbędna duchownemu. Już w 1900 roku, we Lwowie opublikowany
został pierwszy podręcznik medycyny pastoralnej: Stary Duszpasterz. Medycyna
pasterska czyli wiadomości potrzebne kapłanom z zakresu higieny, fizjologii i
patologii napisany przez polskiego świętego: biskupa Józefa Sebastiana Pelczara.
Z tego samego miasta pochodził bohater moich wspomnień – doktor Józef Biały,
który wykładał medycynę pastoralną na Papieskim Fakultecie Teologicznym we
Wrocławiu. Tam też prowadził ambulatorium oraz kierował infirmerią seminaryjną.
Przez półtora roku miałem zaszczyt być jego asystentem i to jemu zawdzięczam
wiedzę medyczną, którą posiadam.
O doktorze Białym krążyło wiele plotek i legend. Jedna z nich mówiła, że
zanim został lekarzem był klerykiem Seminarium Duchownego we Lwowie i dopiero podczas
przyjmowania święceń subdiakonatu, leżąc
już na posadzce katedry lwowskiej i słuchając śpiewu Litanii do Wszystkich
Świętych, słysząc wezwanie: święty Łukaszu, módl się z nami, uświadomił sobie,
że jego powołaniem jest leczenie ciała a nie duszy. Wstał więc i wyszedł z
katedry. Jeszcze tego samego dnia poszedł na ulicę Łyczakowską, by zapisać się
na wydział lekarski Uniwersytetu im. Jana Kazimierza. O wiarygodności tej historii
może świadczyć fakt, że przemawiając publicznie Doktor często posługiwał się
drugą osobą liczby mnogiej: my księża.
To od Niego nauczyłem się takich maksym jak: Medice
cure te ipsum oraz Primum
non nocere, którymi kierowałem się całe swoje życie.
Jemu zawdzięczam szereg umiejętności medycznych: mierzenie ciśnienia z
użyciem stetoskopu, robienia zastrzyków podskórnych i domięśniowych i lewatywy
oraz przekonanie, że każde przeziębienie i grypę można wyleczyć przy pomocy aspiryny i dwóch
szklanek herbaty z refektarza, zaś poważniejszą chorobę, z temperaturą powyżej
39C można przegonić zastrzykiem domięśniowym witaminy C z glukozą. Nie
przypominam sobie, żeby Doktor Biały kiedykolwiek przepisał komuś antybiotyk.
Twierdził, że antybiotyki przynoszą tyle samo dobra, ile zła. Można by
powiedzieć, że był lekarzem starej daty, który wierzył w możliwości
immunologiczne organizmu. Kiedy dzisiaj czytam o nowych trendach w leczeniu,
które mają w przyszłości wyprzeć tradycyjne formy terapii (farmakoterapia,
radioterapia, chemioterapia i inne) myślę, że był On wizjonerem i jednym z
prekursorów immunoterapii.
Nigdy nie miałem okazji poznać rodziny doktora Białego, ale pamiętam jak
kilkakrotnie Doktor po zakończeniu swoich lekarskich obowiązków zostawał dłużej
w Seminarium. Od godziny dwudziestej drugiej obowiązywało nas silentium sacrum
(święte milczenie). Gaszone było światło i zamykana seminaryjna furta. Tymczasem
doktor Biały nie zważając na obowiązujący regulamin, opowiadał nam (swoim
asystentom) o różnych przypadkach, z którymi był się spotkał lub tłumaczył
artykuły z zagranicznych czasopism medycznych, był bowiem także poliglotą i
biegle władał językiem niemieckim, francuskim i angielskim, że o łacinie nie
wspomnę.
Myśląc o następnym dniu, o konieczności wstania o godzinie szóstej
trzydzieści, ostentacyjnie ziewając, próbowaliśmy dać mu do zrozumienia, że
czas już zakończyć te nasze „tajne komplety”. Zauważywszy to zwykle zadawał
pytanie jednemu z nas:
– Jak ksiądz myśli, czy moja żona już śpi?
I dopiero po otrzymaniu zapewnień, że: oczywiście i, że na pewno, bo przecież
minęła właśnie dwudziesta trzecia trzydzieści, stwierdzał:
– To ja już pójdę – i… zaczynał się
ubierać.
Do dzisiaj krąży wiele anegdot, których bohaterem jest doktor Biały.
Działo się to na jednym z wykładów z medycyny pastoralnej:
Porozmawiajmy o jednej z dróg świętego Tomasza z Akwinu, a mianowicie
drodze nazwanej przez niego: ex gubernatione rerum (z celowości rzeczy) – mówił
doktor Biały.
Zauważmy celowość w świecie. Pochwa ma siedemnaście centymetrów i członek w
zwodzie ma także siedemnaście centymetrów.
– Ciekawe – szepnął do mnie siedzący obok student. W ubiegłym roku mówił,
że dwadzieścia cztery.
Doktor Biały miał wpływ nie tylko na ukształtowanie mojej osobowości, ale
odcisnął ślad na wielu pokoleniach księży opuszczających mury Seminarium
Duchownego we Wrocławiu, jeśli nie wierzycie – zapytajcie ich, jeśli macie
odwagę.