wtorek, 20 września 2016



To już miesiąc od kiedy zacząłem pisać ten blog. W tym czasie odwiedzono mnie ponad tysiąc razy. Dla Was wszystkich dalsza część historii, która zaczęła się wierszem o mojej Śmierci - pamiętacie?

Śmierć jest zawsze punktualna,
tylko ja nie pamiętam, o której się z nią umówiłem.
Nagle głos dzwonka jak ukąszenie węża.
Ja:
„Przepraszam, że taki niegotowy,
że pokój niewysprzątany, stół nienakryty,
i gęś wciąż czeka, by włożyć ją do piekarnika”.
Ona:
„Nic nie szkodzi, wpadłam na minutę.
Zbieraj się szybko.
Na pytania odpowiem w drodze,
przed domem czeka taksówka”.
Więc przyjmuję jej pocałunek
i wychodzę,
nie zamykając za sobą drzwi.
***
- Tutaj się zatrzymamy powiedziała i wskazała chłopską chatę krytą strzechą, przed którą ustawiono napis: „Zajazd pod zimnym aniołem”, pod nim dopisane było czarną farbą: „Kategoria lokalu zależy od poziomu klientów”.
- Masz ze sobą krawat? – zapytała.
- Nie mam. Przecież kazałaś mi się spieszyć. Nie zdążyłem spakować – zacząłem się tłumaczyć.
- Trudno, może jakoś sobie poradzimy – powiedziała z wyrzutem.
Lokal urządzony był skromnie, ale schludnie. Ściany pokryte dębową boazerią, na której dekorator umieścił rolnicze narzędzia: kosy, sierpy, a nawet stare, drewniane grabie pomiędzy którymi wisiały oprawione w złote ramy kopie obrazów wielkich mistrzów renesansu. Na wprost od wejścia znajdował się podświetlony bar, za którym stała dziewczyna z włosami w kolorze platyny, ubrana w ludowy strój. Jej twarz przysłaniały duże przyciemnione okulary zwane lenonkami. W sali stało kilkanaście dwuosobowych stolików nakrytych czarnymi żakardowymi obrusami, i udekorowanych małymi zielonymi wazonikami, z których wystawały zeschnięte gałązki czerwonego dębu.
Przy niektórych stolikach siedzieli klienci zajęci rozmowami lub konsumowaniem zamówionych potraw.
Zauważyłem, że wielu z nich podobnych było do „mojej" Śmierci – te same oczy, ten sam uśmiech i ten sam spokojny, ale zdecydowany tembr głosu. Różnili się jednak ubraniem: niektórzy eleganccy, w strojach wieczorowych, inni ubrani w dżinsy i kolorowe koszule.
- Siadaj tutaj – usłyszałem - i staraj się zachowywać jak najlepiej potrafisz. Uwierz mi, od tego będzie wiele zależało.
Usiadłem na wskazanym krześle rozglądając się ciekawie.
- Nie gap się tak, to niekulturalnie – upomniała mnie Śmierć. Pomyśl raczej, na co miałbyś ochotę? – dodała wręczając mi kartę dań.
Kiedy wczytywałem się w jej treść, nagle usłyszałem za sobą głos kelnera:
- Czym mogę państwu służyć?
- Szef kuchni poleca dzisiaj „zimne sny” – dodał.
Spojrzałem w kierunku, z którego dobiegał głos. Stała tam postać ubrana w czarny frak,. Spod fraka wystawały łowickie spodnie włożone w czarne gumowe buty. W miejscu gdzie spodziewałem się ujrzeć jego twarz dostrzegłem sporej wielkości owalne lustro. Spojrzałem w nie i znieruchomiałem, Z lustra, niby zza mgły spoglądała na mnie moja własna twarz, ale nie ta dzisiejsza, znana mi choćby z porannego golenia. Była to twarz młodzieńca, którą pamiętam ze zdjęć z czasów szkoły średniej lub wczesnych studiów. Przyglądałem jej się z ciekawością, a ona spoglądała na mnie.
- Niemożliwe – odezwała się w pewnej chwili – to tak będę wyglądała za czterdzieści lat?
- Nie warto było, nie warto – dodała.
Zastygły z przerażenia spoglądałem w lustrzaną twarz kelnera nie mogąc zrozumieć, co się właśnie stało. Ze stuporu, w który popadłem wyrwał mnie głos Śmierci:
- Doskonale, poprosimy dwa razy „Zimne sny”.

- Aha, ten pan płaci – zakończyła puszczając oko w stronę kelnera.









1 komentarz:

  1. Podoba mi się pomysł oswajania Śmierci, wyobrażeń jak ze staropolskich tekstów, pełnych rubasznych opisów bratania się z kostuchą, przeniesionych we współczesne realia. To właśnie nasza współczesna Śmierć - raczej pracownica korporacji umierania niż nieuchronna czarna zawoalowana tajemnica; trochę straszna, trochę groteskowa, chyba nawet nie do końca ostateczna? Czy boimy się jej tak jak na to wciąż zasługuje? Warto dać się sprowokować tekstowi i pomyśleć, kim czy też czym jest dla nas... Lubię takie prowokacje, cenię sobie ironię i dystans autora, z przyjemnością przeczytałam!

    OdpowiedzUsuń