Poker
Była godzina pierwsza w nocy. Do
drzwi zadzwonił dzwonek. Zaintrygowany podszedłem i spojrzałem przez wizjer. W
korytarzu, przed moimi drzwiami, stała dziwna postać, otulona lekkim,
muślinowym szalem, przez który można było dostrzec zarys kobiecego ciała.
W rękach trzymała błękitną talię
kart.
– Zagrasz ze mną? – zapytała przez
drzwi i przetasowała talię, tak jak to robią wytrawni gracze. Jej
błękitno-wodniste oczy uśmiechały się kusząco.
– W co chciałabyś ze mną zagrać? –
spytałem zachęcony.
– Proponuję jedno rozdanie pokera w
stylu teksańskim – odpowiedziała.
– Co będzie w puli? – dopytywałem
się.
– Twoje życie – odpowiedziała
beznamiętnie.
„A może by tak spróbować?” – myślałem
gorączkowo. Przed moimi oczami zaczęły przepływać obrazy niezmąconej chorobą,
szczęśliwej przyszłości, w które wtulałem się z rozkoszą. W tej samej chwili
usłyszałem głos, nie wiem – rozsądku czy anioła stróża:
– Przecież ty nie umiesz grać w
karty.
Zawstydzony swoją naiwnością i tym,
że tak łatwo dałem się zwieść, opuściłem zasłonkę „judasza”. W milczeniu
zgasiłem światło i udając, że nikogo nie ma w domu, poszedłem do sypialni i
położyłem się spać.
Budzik na stoliku nocnym wskazywał
godzinę 5:15 rano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz