czwartek, 29 grudnia 2016

Poker

Była godzina pierwsza w nocy. Do drzwi zadzwonił dzwonek. Zaintrygowany podszedłem i spojrzałem przez wizjer. W korytarzu, przed moimi drzwiami, stała dziwna postać, otulona lekkim, muślinowym szalem, przez który można było dostrzec zarys kobiecego ciała.
W rękach trzymała błękitną talię kart.
– Zagrasz ze mną? – zapytała przez drzwi i przetasowała talię, tak jak to robią wytrawni gracze. Jej błękitno-wodniste oczy uśmiechały się kusząco.
– W co chciałabyś ze mną zagrać? – spytałem zachęcony.
– Proponuję jedno rozdanie pokera w stylu teksańskim – odpowiedziała.
– Co będzie w puli? – dopytywałem się.
– Twoje życie – odpowiedziała beznamiętnie.
„A może by tak spróbować?” – myślałem gorączkowo. Przed moimi oczami zaczęły przepływać obrazy niezmąconej chorobą, szczęśliwej przyszłości, w które wtulałem się z rozkoszą. W tej samej chwili usłyszałem głos, nie wiem – rozsądku czy anioła stróża:
– Przecież ty nie umiesz grać w karty.
Zawstydzony swoją naiwnością i tym, że tak łatwo dałem się zwieść, opuściłem zasłonkę „judasza”. W milczeniu zgasiłem światło i udając, że nikogo nie ma w domu, poszedłem do sypialni i położyłem się spać.

Budzik na stoliku nocnym wskazywał godzinę 5:15 rano.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz