poniedziałek, 26 grudnia 2016

Z dziennika detektywa Insolity

(7 stycznia 2015 roku, godz. 9:30)
Anioły, które wynajmują u mnie pokój, codziennie rano, zaraz po porannej toalecie, odśpiewaniu hymnów i psalmów oraz lekkim śniadaniu wychodzą z domu.  Moje pytania: „Dokąd idą” zwykle zbywają banalnym: „Do swoich zajęć”.
Dzisiaj postanowiłem je śledzić.
Przykleiłem wąsy i brodę, a także zgodnie z instrukcją zamieszczoną w poradniku dla prywatnych detektywów założyłem ciemne okulary marki Wayfarer II i, przemykając się od jednej klatki schodowej do drugiej oraz chowając się za pniami drzew podążyłem za nimi.
Po wyjściu z domu, idąc razem i trzymając się pod skrzydła, anioły poszły ulicą Obrońców Wybrzeża w kierunku ulicy Chłopskiej. Początkowo sądziłem, że idą na przystanek tramwajowy, który tam się znajduje, ale one skręciły w lewo, udając się w kierunku Gdańska Wrzeszcza. Po minięciu skrzyżowania ulic Chłopskiej i Kołobrzeskiej, weszły na aleję Rzeczypospolitej. Po drodze pogłaskały dziecko bawiące się w piaskownicy przed domem numer 44; zmieniły światło na skrzyżowaniu, zapobiegając tym samym kolizji i uspokajając niecierpliwego i przeklinającego głośno kierowcę; przeprowadziły staruszkę przez nieoznakowane przejście dla pieszych przy ulicy Dąbrowszczaków i rozsypały ziarno gołębiom na skwerze przy alei Jana Pawła II. Przy czym podśpiewywały radośnie w języku im tylko znanym.
Kiedy doszły do skrzyżowania alei Rzeczypospolitej i ulicy Hynka, skręciły w prawo i weszły na chodnik ciągnący się wzdłuż alei Żołnierzy Wyklętych. Zauważyłem, że przechodząc koło Galerii Bałtyckiej, ostentacyjnie odwróciły od niej głowę, lekceważąc jej obecność.
Po kilkuset metrach minęły ulicę Reymonta, po czym skręciły w lewo, w ulicę Srebrniki, i po kilku minutach znalazły się przy cmentarzu na Srebrzysku. Tam, na straganie przed bramą cmentarną, kupiły wieniec i trzy znicze nagrobne i tak zaopatrzone weszły do starej kaplicy cmentarnej.
Zaintrygowany ich zachowaniem, podążyłem za nimi.
W kaplicy poza trumną i jednym człowiekiem z obsługi cmentarza nie było nikogo.
– Czy państwo jesteście z rodziny zmarłego? – zapytał pracownik cmentarza, widząc wchodzących osobników.
– Nie, raczej jesteśmy starymi znajomymi. Byliśmy przy jego śmierci – odparł jeden z aniołów.
– Musimy zaczynać – oznajmił pracownik.
– Tak, nikogo więcej się nie spodziewamy – powiedział kolejny anioł.
Po chwili do kaplicy weszło trzech pracowników Zieleni Miejskiej i trumna została ułożona na wózku akumulatorowym stojącym przed kaplicą, który po chwili powoli zaczął się toczyć główną alejką.
Za nim ustawiła się procesja moich aniołów, a kiedy ruszyła, jeden z nich zaintonował Psalm 23:
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza. Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity. Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy.
Zaskoczony i osłupiały ze zdziwienia, stałem przy bramie i przyglądałem się temu niezwykłemu konduktowi.
Musiałem tak stać dobre kilkanaście minut. Ocknąłem się dopiero po usłyszeniu głosu jednego z aniołów powracających z pochówku.
Kim był człowiek, w którego pogrzebie wzięłyście udział? – zapytałem, dekonspirując się. Czy był kimś wyjątkowo dla was ważnym?
Tak odpowiedział jeden z nich. Był bezdomnym, samotnym biedakiem. Anioły zawsze uczestniczą w pogrzebach samotnych ludzi dodał.
Czy mogę zatem liczyć na waszą obecność? – zapytałem nieśmiało.
Niepotrzebnie pytasz – odrzekł jeden z aniołów. Już dawno zaznaczyliśmy w kalendarzu datę i godzinę twojego pogrzebu – kontynuował.
A kiedy mogę się go spodziewać? – zacząłem ciekawy, jak każdy śmiertelnik.
Nawet nie próbuj – przerwał zniecierpliwiony anioł. Ta wiedza nie jest ci do niczego potrzebna dodał, po czym odwrócił się i odszedł w kierunku pozostałych aniołów, które właśnie kupowały kolejny wieniec i trzy znicze nagrobne.

(8 stycznia 2015 roku, godz. 9:34)


Po wyjściu aniołów z domu, zakradłem się do ich pokoju. Na biurku, jakby specjalnie przygotowany dla mnie, leżał kalendarz, a w nim, na otwartej karcie, napisane było moje imię, słowo Quando?, a dalej niebieskim atramentem podkreślone zdanie: Antequam rumpatur funis argenteus et recurrat vitta aurea et conteratur hydria super fontem et confringatur rota super cisternam


1 komentarz:

  1. Bardzo ładne to opowiadanie! Proza sensacyjno - anielska to nowość, ale warto było. Dobrze się czyta, a potem można głębiej się zamyślić...

    OdpowiedzUsuń