Dzwony
(Waldkowi, Witkowi, Tośkowi i kilku innym, którzy mogą
poświadczyć, że piszę prawdę oraz Tadeuszowi - Kobie, który już niczego
poświadczyć nie może)
Józek K. miał
tylko jedną sprawną nogę. Druga pozbawiona była stopy, którą stracił podobno na
wojnie, chociaż byli i tacy, którzy twierdzili, że utracił ją w mniej
bohaterski sposób – zasypiając w stanie upojenia alkoholowego na torze
kolejowym. Do tej nogi codziennie rano Józek K. przypinał paskami drewnianą
protezę zakończoną czarnym półbutem. Posiadał też hebanową laskę ze srebrnym
okuciem, która była prezentem otrzymanym od Kaliksta Birona von Curland, u
którego służył przed wojną jako fornal.
Józek K. był
stałym bywalcem Baru Dolnośląskiego – lokalu gastronomicznego kategorii V,
słynącego z piwa namysłowskiego oferowanego po pięć złotych za kufel, czystej
wódki – po dwadzieścia złotych za sto gram i obowiązkowych zakąsek (ser żółty
lub nóżki w galarecie) – po trzy złote czterdzieści groszy za porcję plus
pięćdziesiąt groszy za ocet. Podobno zdarzało się czasami, że w barze serwowano
także ciepłe posiłki: bigos, flaki wołowe i kotlety mielone z ziemniakami, ale
trudno było znaleźć kogoś, kto tego doświadczył osobiście.
Józek K. lubił
atmosferę baru przesączoną zapachem taniego alkoholu i dymu tytoniowego. Bar ten był dla niego drugim, a może i pierwszym domem.
Ważnym dniem w
tygodniu dla stałych bywalców baru, a więc także dla Józka K., była środa, kiedy
na pobliski plac targowy przyjeżdżali chłopi z okolicznych wsi, by sprzedać
swoje produkty. Po udanych transakcjach zjawiali się w barze, aby spróbować czegoś z jego szerokiego menu. Zapomniałem bowiem dodać, że oprócz wymienionych
już napojów i przekąsek oraz hipotetycznych gorących dań do menu baru należały
także niedrogie, ale za to szerokie w asortymencie i szybkie usługi miejscowych
prostytutek.
Józek traktował
swój pobyt w barze profesjonalnie. Korzystając
z dużej liczby klientów odwiedzających
bar, przedstawiał im swoją ofertę handlową: „Mogę uszyć szybko i tanio…” – był
bowiem znanym i dobrym krawcem. W ten sposób, wyprzedzając epokę, uprawiał
nowoczesny marketing, łącząc promocję swojej firmy krawieckiej z przyjemnością
wypicia piwa (lub dwóch) w towarzystwie potencjalnych klientów.
W latach
siedemdziesiątych wśród młodzieży modne stały się dzwony – spodnie z szerokimi
u dołu nogawkami, spopularyzowane przez hipisów. Każdy szanujący się młody
człowiek musiał takie spodnie posiadać, chociaż czasami (zwykle?) do dzieci-kwiatów było mu daleko.
Wkrótce miało się
okazać, że najlepiej w całym mieście szyje je Józek K.
Któregoś dnia
dostałem od mojej rodziny z USA kupon niebieskiego materiału jeansowego. Kiedy
pokazałem go mojemu przyjacielowi Kobie, ten natychmiast podjął decyzję:
– Idziemy do
Józka.
(C.D.N.)
(C.D.N.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz