poniedziałek, 30 stycznia 2017

Dzwony                   
(Waldkowi, Witkowi, Tośkowi i kilku innym, którzy mogą poświadczyć, że piszę prawdę oraz Tadeuszowi - Kobie, który już niczego poświadczyć nie może)

Józek K. miał tylko jedną sprawną nogę. Druga pozbawiona była stopy, którą stracił podobno na wojnie, chociaż byli i tacy, którzy twierdzili, że utracił ją w mniej bohaterski sposób – zasypiając w stanie upojenia alkoholowego na torze kolejowym. Do tej nogi codziennie rano Józek K. przypinał paskami drewnianą protezę zakończoną czarnym półbutem. Posiadał też hebanową laskę ze srebrnym okuciem, która była prezentem otrzymanym od Kaliksta Birona von Curland, u którego służył przed wojną jako fornal.
Józek K. był stałym bywalcem Baru Dolnośląskiego – lokalu gastronomicznego kategorii V, słynącego z piwa namysłowskiego oferowanego po pięć złotych za kufel, czystej wódki – po dwadzieścia złotych za sto gram i obowiązkowych zakąsek (ser żółty lub nóżki w galarecie) – po trzy złote czterdzieści groszy za porcję plus pięćdziesiąt groszy za ocet. Podobno zdarzało się czasami, że w barze serwowano także ciepłe posiłki: bigos, flaki wołowe i kotlety mielone z ziemniakami, ale trudno było znaleźć kogoś, kto tego doświadczył osobiście.
Józek K. lubił atmosferę baru przesączoną zapachem taniego alkoholu i dymu tytoniowego. Bar ten był dla niego drugim, a może i pierwszym domem.
Ważnym dniem w tygodniu dla stałych bywalców baru, a więc także dla Józka K., była środa, kiedy na pobliski plac targowy przyjeżdżali chłopi z okolicznych wsi, by sprzedać swoje produkty. Po udanych transakcjach zjawiali się w barze, aby spróbować czegoś z jego szerokiego menu. Zapomniałem bowiem dodać, że oprócz wymienionych już napojów i przekąsek oraz hipotetycznych gorących dań do menu baru należały także niedrogie, ale za to szerokie w asortymencie i szybkie usługi miejscowych prostytutek.
Józek traktował swój pobyt w barze profesjonalnie. Korzystając  z dużej liczby  klientów odwiedzających bar, przedstawiał im swoją ofertę handlową: „Mogę uszyć szybko i tanio…” – był bowiem znanym i dobrym krawcem. W ten sposób, wyprzedzając epokę, uprawiał nowoczesny marketing, łącząc promocję swojej firmy krawieckiej z przyjemnością wypicia piwa (lub dwóch) w towarzystwie potencjalnych klientów.
W latach siedemdziesiątych wśród młodzieży modne stały się dzwony – spodnie z szerokimi u dołu nogawkami, spopularyzowane przez hipisów. Każdy szanujący się młody człowiek musiał takie spodnie posiadać, chociaż czasami  (zwykle?) do dzieci-kwiatów było mu daleko.
Wkrótce miało się okazać, że najlepiej w całym mieście szyje je Józek K.
Któregoś dnia dostałem od mojej rodziny z USA kupon niebieskiego materiału jeansowego. Kiedy pokazałem go mojemu przyjacielowi Kobie, ten natychmiast podjął decyzję:

– Idziemy do Józka. 

(C.D.N.)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz