Awiszag, czyli anatomia wiersza
Dzielił biały kolor
na siedemdziesiąt siedem barw prostych
i przyrządzał atrament.
Z niego rodził się wiersz,
a Ktoś sprawiał, że
niesiony wiatrem
trafiał do niej.
Najpierw przyglądała mu się ciekawie,
czasami kruszyła go w dłoni
i kosztowała jakby był ciastkiem z żurawiną,
później okruchy
kładła na płótnie albo na jedwabiu
w zależności od czasu miejsca lub nastroju.
Tak rodziły się wiersze,
które można było zobaczyć,
dotknąć a nawet skosztować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz